Nimnica Kupele – Slavcin - Rudimov
Z rana zaciągnęłyśmy języka od najlepszych informatorów – lokalnych pijaków. Poradzili nam, w którym miejscu najlepiej przekroczyć granicę, by nie jechać bardzo pod górę. Żółwim tempem dowlokłyśmy się do Slavcina. Nie miałyśmy koron, ale udało się nam ubłagać miłego karczmarza o coś do picia. Już od pierwszej chwili poczułyśmy, że podania o czeskiej miłości do piwa nie są zmyślone. Cała karczma śmiała się i zagadywała, oferując byśmy się dosiadły do poszczególnych stolików. Jadąc dalej spotkałyśmy na swej drodze mieszkalny autobus – jak z filmu „Into the Wild” stał na malowniczym wzgórzu, z którego widać było okolicę. Niestety, jako że Czechy to kraj pagórkowaty, a nie górzysty, to drogi poprowadzone są nie pomiędzy, a przez środek pagórków. Cały dzien wdrapywałyśmy się pod górę i zjeżdżałyśmy, na przemian i tym samym nie pokonałyśmy tyle kilometrów, ile byśmy chciały. Szukałyśmy kempingu, ale skrajnie zmęczone trafiłyśmy pod dach przemiłej czeskiej pary – Hani i Dajiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz