Pomysł kolejnej wyprawy

Lofoty na kole

W przyszłym roku kończymy liceum, wiec wakacje będą długie i radosne. Z tego powodu postanowiłyśmy wyruszyć do naszej wymarzonej Skandynawii. Trasą rowerową Sverigeleden przez Szwecję, a potem przez góry i wodę, w kierunku Norweskich wysp Lofotów, które moim zdaniem, z powodu swojej surowości, są jednym z najbardziej  niesamowitych miejsc na Ziemi.


Wyprawa pod hasłem "Dziewczyna na kole" miałaby również charakter promowania w Polsce turystyki rowerowej, która w Szwecji i Norwegii jest tak popularna, że podobno ścieżki rowerowe są odśnieżane przed drogami, po których jeżdżą samochody. Miałaby tez inny cel: pokazanie, że w młodym wieku, z niewielkim nakładem finansowym, można zrobić coś niesamowitego! Wiele osób w naszym wieku, sądzi, że wakacje muszą być zorganizowane " z góry" przez biuro podróży, rodziców... Ja wychodzę z założenia, że wystarczy postanowić sobie, gdzie chcemy jechać i szukać drogi, by zrobić to jak najtaniej i jak najbezpieczniej, konsekwentnie i z uporem, a na pewno się uda! Chcemy też pokazać, że niekoniecznie trzeba być silnym facetem, by podołać takiemu wyzwaniu. Dziewczyny są na prawdę super!

 poniższe zdjęcia pochodzą z: http://cudaswiata.pl/europa/lofoty.html



14, 15, 16 dzień

PRAHA
O tym, co można tam zobaczyć, łatwo przeczytać w każdym przewodniku. Trzeba po prostu poczuć to w bezpośrednim kontakcie! Ograniczę się do zamieszczenia samych zdjęć.












12 i 13 dzień

Do Prahi



Dni upłynęły nam na jeździe w kierunku stolicy Czech. Postanowiłyśmy popróbować czeskich piw. Każdy browar produkuje tam 4 rodzaje piwa: jasne – svetle, ciemne, granatowe – mieszankę dwóch poprzednich i bezalkoholowe.  Eksperymentowanie z ostatnimi może przynieść dużo radości, często ich smak jest nader oryginalny (co nie znaczy, że są smaczne).

12 dzień

Jihlava – do Prahi 

Zdjęcie można powiększyć.
Miasteczko jest bardzo ładne. W podziemiach rynku znajduje się ZOO. Długo szukałyśmy kempingu, na którym mogłybyśmy zrobić pranie. Niestety, gdy już go znalazłyśmy Karolinie ktoś ukradł telefon. Załamane, przerzucałyśmy wszystkie bambetle w poszukiwaniu zguby. Na nasze nieszczęście łazienka męska była vis a vis naszego stanowiska. W pewnym momencie wyczłąpał z niej obleśny facet, całkiem nagi i wlepiając w nas gały, czynił miarowe uchy ręką poniżej brzucha. Od tej pory zachwalamy spanie „na dziko” jako bezpieczne i miłe, dużo lepsze od pól namiotowych.

11 dzień

W kierunku Brna – Jihlava 

Poprzedniej nocy, jak się okazało zmyliłyśmy trochę kierunek, więc musiałyśmy jechać okrężną drogą. Warto dodać, że drogi w Czechach są dość nielogicznie oznakowane, więc łatwo się pomylić. Dzisiejszy cel: dotarcie do Brna. Objechałyśmy miasto dookoła i spontanicznie zapakowałyśmy się w pociąg jadący do Jihlavy

10 dzień

W kierunku Brna

Burzową pogodę zastąpił skwar. Było tak gorąco, że nie byłyśmy w stanie obracać pedałami. Głowa gotowała mi się pod kaskiem. Oszalałe z gorąca próbowałyśmy się włamać na teren zbiorników retencyjnych, ale niestety były okolone trudnym do przebycia murem. Na szczęście wypatrzyłyśmy wskazidróżkę na zalew, za którą z chęcią podążyłyśmy. Zdecydowałyśmy, ze skoro przez dzień jechałyśmy tak niewiele, to nadrobimy to w nocy. Już koło północy wjechałyśmy do ciemnego lasu. Myślałyśmy, ze szybko się skończy. Bałyśmy się coraz bardziej. Samochody jadące z naprzeciwka objawiały nam się jako łuna oślepiającego światła. Przejeżdżały jednak bardzo rzadko. Jeden z nich zwolnil dojeżdżając do nas. Serce zaczęło łomotać mi gdzieś w okolicy szyi. Drzwi otworzyły się. Zobaczyłam sylwetkę postawnego mężczyzny. Drżałam. Myślałam nerwowo. Krzaki. Ciemno. Jesteśmy głupie! Morderca! …
- Którędy na Uherske Hradiste? – Krzyknął mężczyzna z mroku. Nie dotarło do mnie wtedy, o co pyta. Karolina odkrzyknęła coś słabym głosem. Pojechałyśmy dalej, trzy razy szybciej, a uspokoiłyśmy się dopiero w namiocie.

9 dzień

Rudimov – Uherske Hradiste 





Dzień upłynął nam na jeździe w kierunku Uherske Hradiste. Po południu rozpadało się, a noc spędziłyśmy w namiocie targanym podmuchami wiatru. Pioruny waliły gdzieś niedaleko. Deszcz bębnił o tropik. Kapało do środka. Śledzie odpłynęły razem ze struga wody. Chowałam się ze strachu pod własne sakwy, które dawały mi ułudne poczucie bezpieczeństwa.